Giant

O biurze z przymrużeniem oka

|
fot. A. Świetlik
Rozmowa z doc. dr. hab. Krzysztofem Ingardenem o biurowcach na polskim przedmieściu
Krzysztof Ingarden
fot. A. Świetlik

- Czy istnieje wzorcowy model biurowca?

- Sądzę że nie, tak jak nie istnieje model wzorcowego mieszkania. Każdy klient ma własne preferencje programowe i finansowe, a także estetyczne. Łatwiej o oryginalność, jeśli projektuje się budynek dla konkretnego, finalnego użytkownika (tzw. corporate head office). Gdy buduje się biura do wynajęcia, budynki są z reguły racjonalne i tanie, realizują wytyczne rynkowe inwestora, co często widzimy w krajobrazie naszych miast. Tylko jakość wykończenia i wyposażenia, nie mówiąc o rzeczy zasadniczej, jaką jest jakość wyobraźni architekta, decyduje, jaką klasę reprezentuje biurowiec. 
 
- Pan zaangażował swoją wyobraźnię do stworzenia bardzo oryginalnej wizji idealnego biura dla polskiego pracownika. W tym projekcie uwzględnił Pan nie tylko narodowe cechy pracującego Polaka, ale przede wszystkim typowe cechy naszej nieuporządkowanej przestrzeni. Wadę uznał Pan za wartość?  
- Punktem wyjścia była hipotetyczna lokalizacja podmiejska: gdzieś między miastem a wsią, a więc na przedmieściu. W Polsce to przestrzeń najczęściej zdegradowana, chaotyczna: wąskie działki sąsiadujące ze sobą w układzie swobodnym i nieuporządkowanym. Każdy właściciel buduje na nich co chce, jak chce i jak na to pozwala kształt działki. Nie porządkuje tej przestrzeni żaden plan regulacyjny, jest to niekontrolowany tzw. urban sprawl. Tak, taki typ przestrzeni można w pewnym momencie uznać za swoistą wartość – za matrycę, nawet za przestrzeń wartościową kulturowo – przestrzeń tożsamości polskiej, o swoistym zapachu nieujarzmionej swobody, którą należałoby chronić! Jej uporządkowanie znaczyłoby jej zaprzepaszczenie! Kto wie, czy za parę lat nie będziemy tęsknić za jej utratą!
 Projektowanie naszego idealnego biura zaczyna się od jednego miejsca pracy dla modelowego Polaka-indywidualisty. Jaka jest niezbędna przestrzeń dla jednego pracownika? Ja określiłem ją rozmiarami 2x2 m. To powierzchnia zbliżona do japońskich wymiarów dwóch tatami. Japońskie maty mają na ogół 180 x 90 cm, ale Japończycy są niżsi, więc polskie tatami może mieć wymiar 200x100 cm. Rozmiar ten jest ważny, gdyż w biurze czasami – zwłaszcza przed podjęciem strategicznych decyzji – trzeba się położyć, odpocząć i sprawę przemyśleć. Dziś pracuje się przecież bardzo długo. W naszym biurze podstawowym wyposażeniem jest, oczywiście, biurko i ergonomiczny fotel.
Nawiązując do tradycji polskiej architektury mieszkalnej, w moim nowym „biurze na przedmieściu” uwzględniłem odpowiednik izby białej – gdzie się pracuje i przyjmuje gości – oraz izby czarnej, zaplecza, które ją obsługuje. Stworzyłem koncepcję modułów izb białych i czarnych, z oknami pośrodku ścian lub w narożach, które można dowolnie łączyć w pionie i w poziomie, otrzymując niezliczone kombinacje biur dających się zmieścić na nieforemnych działkach polskiego przedmieścia.
 
- Dlaczego postanowił Pan biura zlokalizować na przedmieściach? Doświadczenia współczesnych inwestorów wskazują, że znacznie chętniej lokują budynki biurowe w pobliżu centrum miasta, choćby ze względu na dojazd komunikacją publiczną.
- Miasta, zwłaszcza historyczne, takie jak Kraków, są organizmami skończonymi. W centrach od dawna nie ma miejsca na nowe inwestycje, dlatego w ostatnich dekadach obserwujemy proces rozlewania się miast na przedmieścia. To tereny, gdzie dziś buduje się przede wszystkim domy i budynki wielorodzinne, jednak niedługo mogą to być atrakcyjne tereny dla biur. Ja usytuowałem tam biura w różnych konfiguracjach, nie porządkując jednak przestrzeni, zachowując zastany, chaotyczny lokalny charakter. 
 
- Biurowiec wybudowany według Pana projektu dla firmy BUMA, „Capgemini” przy ul. Bora-Komorowskiego, jest jednym z najładniejszych w Krakowie i z pewnością wzorowo porządkuje tamtejszą  przestrzeń. Mimo takich doświadczeń twierdzi Pan, że chaos należałoby chronić? 
- Przedstawiony komiks to tylko teoretyczna zabawa, rzeczywiste projektowanie w przestrzeni miasta powinno wiązać się z tworzeniem czytelnego ładu urbanistycznego. Biurowiec Rondo Business Park przy ul. Bora-Komorowskiego miał takie właśnie zadanie spełniać – miał stanowić akcent urbanistyczny dla całego terenu Olszy II – i punkt orientacyjny przy rondzie Polsadu. Jego bryła jest tak zaprojektowana, że elewacje z każdej strony są inne, mają własny charakter, są więc łatwym puntem orientacyjnym dla określenia kierunków. 
 
- Zajrzyjmy do wnętrza współczesnego biurowca, gdzie na dobre zadomowiło się tzw. open space. Kolejne kondygnacje nowoczesnych budynków biurowych przypominają hale produkcyjne z setkami identycznych stanowisk. Czy to najdoskonalsze rozwiązanie przestrzeni biurowej, z którym nikt już dziś nie dyskutuje?
- Ja wcale nie uważam, że to jest rozwiązanie najdoskonalsze, a najlepiej świadczy o tym nasze biuro w starej kamienicy z kilkoma pokojami, w których pracują odrębne zespoły projektantów, i którego na prosty na open space szybko bym nie zamienił. To jednak nie znaczy, że open space nie ma swoich zalet. Ma, a wymieniają je jednym tchem ci, którzy mogą skorzystać z kameralnego miejsca pracy. Przypominam sobie, jak podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych miałem okazję rozmawiać z prezesem firmy prowadzącej badania nad pracą biurową, wydajnością pracowników, rozwiązaniami w dziedzinie ergonomii i ekonomii. Otóż ten Amerykanin, wychwalający zalety pracy zespołowej i otwartych przestrzeni pracy, w pewnym momencie stwierdził, że najlepiej się czuje, gdy może ze swoim rozmówcą usiąść w ulubionej, kameralnej restauracyjce, odizolowany od reszty, skupiony na swoim gościu i na muzyce Bacha. Bach – o ile się nie mylę – nie miał asystentów i pracował indywidualnie. Każdemu, kto pracuje twórczo, bliska obecność licznego towarzystwa po prostu może przeszkadzać. Ważna jest więc możliwość wyizolowania się z grupy i skupienia, obok możliwości działania wspólnego. Jednak – mówiąc już poważnie - dla wielu instytucji, szczególnie dla firm o dużej skali działania, open space jest rozwiązaniem doskonałym.
 
- Jakie okoliczności decydują o tym, że biuro przypominające halę fabryczną jest najlepszym rozwiązaniem?
- Otwarte przestrzenie biurowe doskonale sprawdzają się m.in. w korporacjach w USA i Japonii, w krajach, gdzie jest długa tradycja pracy zespołowej i gdzie kładzie się na nią duży nacisk. Obok otwartej przestrzeni pracy zawsze funkcjonują jednak mniejsze i większe pomieszczenia wydzielone, gdzie pracownicy mogą się formalnie lub nieformalnie spotkać i porozmawiać. Taki model przestrzenny biura jest uzasadniony w korporacjach, które mają zdefiniowane metody pracy i określone cele do osiągnięcia i muszą to zrobić w sposób z góry zaplanowany i kontrolowalny. Tylko otwarta przestrzeń pozwala łatwo i elastycznie organizować, a także nadzorować pracę bardzo licznej grupy osób. Jedną z pożądanych cech pracowników, którą się bierze pod uwagę podczas rekrutacji do firm międzynarodowych, jest umiejętność dostosowania się do charakteru pracy zespołowej. Indywidualiści męczą się w takich warunkach. Polacy – jako nacja – lubią pracować indywidualnie, co na obecnym rynku pracy nie jest zaletą.
 
- Open space nie pasuje do charakteru Polaka?
- Przez wiele lat nie pasował. Każdy chciałby mieć własny pokój z widokiem z okna i własny czajnik do parzenia herbaty. Ale i to się oczywiście zmienia, czasy komuny minęły i z nimi odszedł dawny stereotyp biurowego urzędnika zamykającego się w pokoju i „spędzającego” czas w pracy na piciu herbatek. Dziś człowiek z wielkiego biurowca utożsamiany jest z pracownikiem korporacyjnym, pracującym w różnych środowiskach i  przestrzeniach, w ciągłym ruchu i oderwaniu od własnego biurka, za to przywiązanego do Internetu i wszelkich nowych technologii. Przygotowując swoisty komiks na temat hipotetycznego miejsca pracy Polaka, oczywiście w formie żartu, odwołałem się jednak do polskiego indywidualizmu, traktując go jednak z dużym dystansem.  Spróbowałem naszkicować miejsce jego pracy zgodne z tak widzianą narodową cechą. Rzecz jasna chodzi tu jedynie o pokazanie konsekwencji takiego toku myślenia, nie jest to projekt do realizacji. To raczej anegdota, żart, dyskusja ze stereotypami i pewną tradycją architektoniczną, a także z polskimi cechami i upodobaniami.
 
Dziękujemy za rozmowę
 
Doc. dr inż. arch. KRZYSZTOF INGARDEN – architekt, docent na Wydziale Architektury i Sztuk Pięknych Krakowskiej Akademii im. A.F. Modrzewskiego, laureat Honorowej Nagrody SARP 2009. Wraz z Jackiem Ewy prowadzi biuro Ingarden-Ewy Architekci; autor projektów, m.in.: Ambasady RP w Tokio, Pawilonu Polskiego na EXPO 2005 Aichi, Japonia; Pawilonu Wyspiański 2000 w Krakowie, Centrum Kongresowego w Krakowie; kurator wystaw architektonicznych: „3-2-1 Nowa Architektura Polska i Japońska”(2004), „Architekci polscy dla Japonii”(2011). Od 2002 roku jest Generalnym Konsulem Honorowym Japonii w Krakowie. 
 

 


0.0
Tagi:
Napisz pierwszy komentarz